środku łóżka, czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
Co to takiego? Wyciągnęła rękę, ale zaraz ją cofnęła. Zaczynała coś rozumieć. Znowu krzyknęła i odskoczyła od łóżka. Dopiero teraz zauważyła komódkę i zniszczoną bieliznę w górnej szufladzie. John. To John ją znalazł. – Julianno? – usłyszała głos Richarda. – No, kochanie, przyniosłem lunch. – Richard! – Podbiegła do drzwi i otworzyła je szeroko. – Och, Richard! – westchnęła i padła mu w ramiona. – O Boże, dobrze, że jesteś! – Cała dygoczesz – powiedział, odsuwając się tak, żeby móc się jej przyjrzeć. – Co się stało? Czy coś złego? Potrząsnęła głową i przytuliła się do niego ponownie, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Chciała powiedzieć mu o Johnie. Potrzebowała pociechy i czułości. Jednak się nie odważyła. Jeśli Richard dowie się prawdy, być może nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego. A tego na pewno by nie przeżyła. Ale czy przeżyje, jeśli przy nim zostanie? Czy oboje zdołają ocalić życie? Nie myśląc o tym, przylgnęła do niego jeszcze mocniej. – Julianno, kochanie – powtórzył. – Powiedz, co się stało. Raz jeszcze spojrzał na nią i zobaczył, że płacze. – W Waszyngtonie męczył mnie pewien człowiek, okropny typ – zaczęła. – Właśnie z jego powodu tutaj uciekłam. – Gardło odmówiło jej posłuszeństwa i musiała parę razy odchrząknąć. Richard czekał, bacznie ją obserwując. – To bardzo zły człowiek, Richardzie. Żyje tylko nienawiścią i chce mnie skrzywdzić. – Myślisz, że właśnie cię znalazł? – Tak, weszłam... weszłam tam i... – Chwyciła go za rękę i wprowadziła do sypialni. Pokazała mu łóżko, a potem komódkę. Richard patrzył na to wszystko z coraz groźniejszą miną. – Skąd wiesz, że to właśnie on? – Po prostu się domyślam... Kto inny mógłby zrobić coś takiego? – Jakikolwiek sukinsyn z ulicy. Jakiś zboczony wariat. Ktoś, kto wie, że tutaj mieszkasz. Bardzo mi się to nie podoba. Julianna zaczęła dzwonić zębami, więc otuliła się szlafrokiem. – Czy miałaś okna i drzwi zamknięte? – Chyba tak... Sama nie wiem. Sprawdzili wszystko. Tylne drzwi były zamknięte, ale część okien – nie. Richard zajął się nimi, a następnie oboje przeszli do pokoju dziennego. – Od tego momentu musisz bardzo uważać. Kup sobie gaz łzawiący i nie wychodź po zmroku z domu. Uważaj na ludzi, którzy mogą cię śledzić albo tylko kręcić się w pobliżu. Jeśli zobaczysz tę samą osobę dwa razy w różnych miejscach , zgłoś to na policję. – Na policję? – powtórzyła. – Tak sądzisz? – Tak. – Spojrzał jej poważnie w oczy. – Teraz wyjdę, Julianno. A ty się ubierz i zadzwoń na policję. Łzy znowu stanęły jej w oczach. – Odchodzisz? – Nie mogę czekać z tobą na policję. Wiesz, w tych okolicznościach... Chyba to rozumiesz, prawda? Skinęła smutno głową i objęła się rękami. – Boję się.