prosta. W ogóle wtedy nie myślała, tak zwyczajnie.
Bo gdyby choć chwilę się zastanowiła, na pewno by do tego nie doszło. Zdecydowanie nie powinna całować Tannera. Zwolniła jeszcze bardziej. Właściwie wlokła się noga za nogą, wpatrując się w rozciągającą się przed nią zatokę. Parker na pewno przez ten czas znalazła sobie kryjówkę i jest już bezpieczna. Shey przytrzymała księcia, ile mogła. I wystarczy. Teraz niech Parker się z nim buja. Niech się z nim szczerze rozmówi albo niech ukryje się tak, żeby Tanner nie mógł jej znaleźć. W razie potrzeby może przecież poprosić Carę, by teraz ona zajęła się księciem. Shey już zrobiła swoje. I na tym koniec. Zatrzymała się raptownie. Instynktownie wyczuła, że ktoś ją śledzi. Nawet nie musiała się odwracać. Wiedziała, kto za nią idzie. - Hej! - z uśmiechem odezwał się Tanner. - Co ty tu robisz? - zapytała nadspodziewanie ostro. Nawet dla niej samej ten ton był zaskoczeniem. - Myślałam, że Wasza Wysokość już siedzi w limuzynie. - Idę za tobą - przyznał się Tanner najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony. - To jakaś farsa. Ty śledzisz mnie, ja ciebie. Pożegnajmy się i skończmy z tymi dziecinnymi gierkami. - Shey nie wiedziała już sama, o co w tym wszystkim chodzi. Miała tylko niezbitą pewność, że w ostatecznym rezultacie to ona będzie przegrana. Nie cierpiała przegrywać. - Ty coś przede mną ukrywasz - rzekł Tanner. - Znamy się od niedawna, ale czuję, że jest coś, czego mi nie chcesz powiedzieć. To mnie niepokoi. Co to za spotkanie, na które się wybierasz? - Nie twoja sprawa - odparła Shey i szybko ruszyła z miejsca. Jednak Tanner bez trudu dotrzymywał jej kroku. - Zostaw mnie w spokoju, bo wezwę policję. Na brzegu zawsze kręci się jakiś patrol. Uprzedzam, nasi stróże prawa nie są zbyt wyrozumiali dla natrętów. - Mam nadzieję, że zasada domniemania niewinności podziała i tym razem. Poza tym bycie księciem ma pewne plusy. Nie jest ich wiele, ale zawsze. Wprawdzie nie jestem tu z oficjalną wizytą, jednak mogę chyba iść w tym samym kierunku co ty. - Moim zdaniem powinieneś pójść raczej w przeciwną stronę. - Raczej nie. O policjantów się nie martw. Jeśli na jakiegoś wpadniemy, przedstawię mu się i powiem, że uprowadziłaś mnie na cały dzień. - Jesteś najbardziej wnerwiającym facetem, jakiego w życiu spotkałam - wycedziła Shey przez zaciśnięte zęby, z trudem tłumiąc wesołość. Ledwie się opanowała, by nie uśmiechnąć się od ucha do ucha. - Mogę odwzajemnić ten komplement - odparł pogodnie Tanner. - W porządku. - Shey z udaną nonszalancją wzruszyła ramionami.