Ale chodziło o coś więcej. Wyczytał to z jej pociemniałych oczu.
- Nawet próbowałam raz z tobą porozmawiać - przyznała i zauważył, że kąciki jej ust zastygają, podobnie jak ramiona. - Ale kiedy zajechałam pod twój dom, ty... ty byłeś z Viancą Estevan. - Jej ojciec właśnie został zabity. - Wiem, ale... - Była przyjaciółką. - Była dla ciebie kimś więcej i oboje to wiemy. - Shelby posłała mu spojrzenie, które mogłoby zmrozić ogień piekielny. - Nie próbuj mi wciskać kitu, dobrze? Ty i Vianca byliście kochankami. - Dawno temu - zgodził się. - A ja byłam chwilową rozrywką. W tym momencie nie wytrzymał. Bez namysłu pchnął ją na ścianę obok drzwi. Zaniepokojony Crockett zaszczekał. - Zgadza się, Shelby. Byłaś diabelnie dobrą rozrywką. A czym ja byłem dla ciebie? Sposobem na dokuczenie twojemu staremu? Kimś, nad kim można się litować? Jednym z tych niegrzecznych chłopców, do których trudno 40 było się zbliżyć? - Nie. - Kłamczucha. - Ty... ty byłeś zastępcą szeryfa. - Ale nie na długo. - Próbował nie zważać na to, co czuje, dotykając jej skóry. - No i miałem złą reputację, którą usiłowałem naprawić. Ty byłaś ze mną tylko po to, żeby się buntować i dopiec sędziemu. - Nie! To znaczy... - Och, do diabła! Shelby nabrała powietrza, a wtedy Nevada zrobił jedną z najgłupszych rzeczy w swoim życiu. Pocałował ją. Mocno. Wpił się z całych sił w jej usta i przywarł do niej całym ciałem. Nogi w zakurzonych dżinsach wciskały się w gołe łydki i uda Shelby, biodra czuły miękkość jej bioder, a jej podbrzusze wtapiało się naturalnie w jego rozporek. Mimo warstwy bawełny poczuł gorącą skórę młodej kobiety i w głębi duszy przeklinał samego siebie za swoją słabość. Wepchnął język między jej wargi, poczuł, że jest spięta, ale nie powstrzymywała go, choć nie odwzajemniała pocałunku. Pot ściekał mu po plecach. Chociaż chciał tylko coś udowodnić, rozpalało go pożądanie. Zatliło się gdzieś w głębi, a potem wzburzyło w nim krew. Jego członek nabrzmiał, był gruby i twardy. Nevada oderwał usta od Shelby i patrzył w jej morskie oczy, które nawet nie mrugnęły. - Nie rób tego - powiedziała tonem równie ciepłym jak syberyjska zima. - Cokolwiek próbowałeś mi zrobić, to się nie zdarzyło, jasne? - Aha, akurat! - Oparł obie dłonie na chropowatym sidingu po obu stronach jej głowy, ale ona odepchnęła jego nagie ramiona. - Neandertalska taktyka nie działa na mnie, Nevada. Ani taktyka kromaniońska, więc daj sobie spokój. Prawie jej uwierzył. Wydawała się taka chłodna i opanowana. Zauważył jednak, że wgłębienie jej szyi pulsuje, a palce oplatają cedrowe deski, i przypomniał sobie, jak kiedyś reagowała, kiedy ją całował w to miejsce. - Nawet o tym nie myśl - ostrzegła. - Udowodniłeś, co miałeś udowodnić, ale ja nie mam czasu na... na jakieś absurdy w rodzaju... - No, jakie? - Na przykład wiązanie się w jakikolwiek sposób z tobą. - Nie? - Skrzyżowawszy ręce na nagiej piersi, uświadomił sobie, że uśmiecha się szyderczo. - Nie. - Była stanowcza. - Przyjechałam tutaj, bo myślałam, że może zechcesz mi pomóc. - Jej biust falował trochę zbyt mocno; Nevada cofnął się i dał jej trochę przestrzeni. - Teraz posłuchaj - powiedziała zdyszanym głosem. - Albo w to wchodzisz, albo nie. Prosta sprawa. Zamierzam odnaleźć Elizabeth, choćby świat się walił. Z tobą lub bez ciebie. Pomyślałam, że... że powinnam cię o tym powiadomić. No, więc jak będzie? Zmierzył ją wzrokiem. Z wiekiem dojrzała, ale nadal była uparta i miała klapki na oczach. Zupełnie jak jej stary. - Jestem daleko przed tobą, Shelby. - Wątpię. - Zdążyłem już skontaktować się z prywatnym detektywem. - Bez uzgodnienia ze mną? - Miała czelność uważać się za obrażoną, kiedy stała przed nim na jego zakurzonym 41